poniedziałek, 22 maja 2017

VI. Uważam nie

Od dziecka uczono nas interpretować – wiersze, obrazy, opowiadania, gesty, słowa – wszystkiemu nadając charakter, ściśle określony przez indywidualną wizję danego zjawiska. Wpojono nam tym samym niezwykle wyjątkową, a przy tym bardzo niebezpieczną, umiejętność postrzegania jednostkowego. Bierzemy świat nie takim, jakim jest, ale takim, jakim my go widzimy. Doszliśmy w ten sposób do sytuacji, w której społeczeństwo, liczące przeszło siedem miliardów ludzi, żyje w rzeczywistości siedmiu miliardów mini światów, oddzielonych od siebie granicą tożsamości.

W czym tkwi problem?
Tworząc tak wiele wątków pobocznych, zatracamy ideę wątku głównego, oszpecając go, sprowadzając do niezbędnego minimum, skutecznie zakrywając go własnymi, często fikcyjnymi zawiłościami losu. Pisząc o wątku głównym, mam na myśli świat jako spójną całość, dla której prawidłowego funkcjonowania wymagana jest kooperacja wszystkich jej elementów.

Powinniśmy być jak mrówki. Gdyby pominąć uwarunkowania naturalne i spojrzeć równolegle na oba istniejące obok siebie społeczeństwa, to różnica między nami leży głównie w sposobie organizacji, w którym te malutkie stworzenia znacząco nas przewyższają. Tworzą one coś w rodzaju jednego organizmu, złożonego z niezliczonej liczby mniejszych, które funkcjonują w harmonii. Mrówki stworzyły społeczeństwo niemal perfekcyjne, podyktowane ewolucją – człowiek, osiągając analogiczną harmonię, mógłby stworzyć takie społeczeństwo, jakie tylko zapragnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz