Od dziecka uczono nas
interpretować – wiersze, obrazy, opowiadania, gesty, słowa –
wszystkiemu nadając charakter, ściśle określony przez
indywidualną wizję danego zjawiska. Wpojono nam tym samym niezwykle
wyjątkową, a przy tym bardzo niebezpieczną, umiejętność
postrzegania jednostkowego. Bierzemy świat nie takim, jakim jest,
ale takim, jakim my go widzimy. Doszliśmy w ten sposób do sytuacji,
w której społeczeństwo, liczące przeszło siedem miliardów
ludzi, żyje w rzeczywistości siedmiu miliardów mini światów,
oddzielonych od siebie granicą tożsamości.
W czym tkwi problem?
Tworząc tak wiele wątków pobocznych, zatracamy ideę wątku głównego, oszpecając go, sprowadzając do niezbędnego minimum, skutecznie zakrywając go własnymi, często fikcyjnymi zawiłościami losu. Pisząc o wątku głównym, mam na myśli świat jako spójną całość, dla której prawidłowego funkcjonowania wymagana jest kooperacja wszystkich jej elementów.
Tworząc tak wiele wątków pobocznych, zatracamy ideę wątku głównego, oszpecając go, sprowadzając do niezbędnego minimum, skutecznie zakrywając go własnymi, często fikcyjnymi zawiłościami losu. Pisząc o wątku głównym, mam na myśli świat jako spójną całość, dla której prawidłowego funkcjonowania wymagana jest kooperacja wszystkich jej elementów.
Powinniśmy być jak
mrówki. Gdyby pominąć uwarunkowania naturalne i spojrzeć
równolegle na oba istniejące obok siebie społeczeństwa, to
różnica między nami leży głównie w sposobie organizacji, w
którym te malutkie stworzenia znacząco nas przewyższają. Tworzą
one coś w rodzaju jednego organizmu, złożonego z niezliczonej
liczby mniejszych, które funkcjonują w harmonii. Mrówki stworzyły
społeczeństwo niemal perfekcyjne, podyktowane ewolucją –
człowiek, osiągając analogiczną harmonię, mógłby stworzyć
takie społeczeństwo, jakie tylko zapragnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz