niedziela, 30 kwietnia 2017

III. Uważam nie

Życie nie polega na bogaceniu się, w znaczeniu takim, jakie większość z nas by mu nadała. Życie to wielki plac zabaw, na którym mamy uczyć się poprzez zabawę i bawić się, doświadczając każdego momentu, który nas spotyka, niezależnie czy dobry, czy zły - czerpać z niego naukę i radość z możliwości przeżywania go. Wszystko staje się prostsze, kiedy zwracasz uwagę na zwykłe rzeczy. Wszystko jest kwestią Twego uśmiechu, a Ty sam możesz stać się nieskończonym źródłem pozytywnej energii. Po prostu zrób to. 

czwartek, 27 kwietnia 2017

Odwiedziliśmy polskie Stonehenge

Człowiek z natury lgnie do tego, czego nie rozumie. Owiane tajemnicą, zaklęte piętnem milczenia miejsca, które widziały więcej i więcej przeżyły niż całe gromady ludzi, mijających je w pośpiesznym tempie życia, zerkających nań jedynie w ramach ściśle uregulowanej rozrywki, są dla człowieka niczym róża, która wyrasta z bezkresu szarości, zachowując dystans do wszystkiego, co poza nią. W świecie, w którym magia i przygoda są jedynie literacką fikcją, każdy kontakt z takowym miejscem lub zjawiskiem jest jak powiew świeżego powietrza, przerwa od niekończącej się karuzeli myśli, pożądań i oczekiwań.

Jednym z takich magicznych miejsc, które wprowadza człowieka w stan wyjątkowego poruszenia, jest według mnie Rezerwat Kamienne Kręgi w Odrach. Miejscowość położona w sercu sosnowych borów, na terenie gminy Czersk, skrywa nieodgadnioną po dzień dzisiejszy tajemnicę drugiego największego i najstarszego w Europie, zaraz po Stonehenge, kompleksu megalitycznych kręgów. Na jego terenie znajduje się 10 kamiennych kręgów o średnicach od 15, do 33 metrów, utworzonych z kamieni głównych w liczbie od 16, do 29, osadzonych na "podmurówce" z mniejszych kamieni. Poza nimi, na terenie rezerwatu znajduje się 30 zbiorowych mogił o średnicy od 8, do 12 metrów, a także ponad 600 pojedynczych grobów, oczko polodowcowe o niezwykłej historii oraz elipsa emanująca boską energią.

W niewzruszonym milczeniu strzegą swej tajemnicy
Wędrówkę po niezwykłym rezerwacie rozpoczęliśmy od polodowcowego oczka, które jest ziemnym lejem, powstałym ponoć, w miejscu zapadnięcia się kościoła. Podczas badań, w jego wnętrzu, natrafiono na spalone ludzkie szczątki, przez co powstała teoria, wedle której składano w nim ciała ludzi, którzy swą życiową postawą nie zasłużyli na godny pochówek. Nocą, w tym miejscu, pojawia się duch pokutującej damy, który ma snuć się pomiędzy kręgami, przy akompaniamencie szumu wiatru, który, kiedy się w niego wsłuchać, zdaje się brzmieć jak kościelne dzwony. 


Warto zatrzymać się przy ziemnym leju i oczyścić ze wszelkich złych myśli, by móc w pełni cieszyć się doświadczaniem energii w dalszej części zwiedzania.


Każdy kolejny krok upewniał nas, że uczestniczymy w czymś niezwykłym. Zachwyt megalitycznymi kręgami potęgowany był przez uczucie niezwykłości tego miejsca, zdawało się jakby energia wydarzeń z przeszłości unosiła się wokół nas, jakby kamienie próbowały coś podszeptywać.




Towarzyszące kręgom legendy, przez lata budziły pewien lęk wśród lokalnej społeczności, czym przyczyniły się do wytworzenia autonomicznego systemu obrony przed zniszczeniami, spowodowanymi ludzką ręką. Efektywna ochrona wpłynęła z kolei na wytworzenie idealnych warunków do rozwoju całych kolonii porostów, wśród których nieliczne pamiętają początki naszej ery. W ostatnich latach zniknęło stąd kilka z nich, do czego aktywnie przyczyniają się turyści odwiedzający rezerwat, w związku z czym należy pamiętać, by ostrożnie przemykać pomiędzy kręgami i pod żadnym pozorem nie dotykać, nie głaskać i nie przytulać się do kamieni, by przypadkiem nie zniszczyć trwającej od tysięcy lat istoty.



Przy kręgu IV weszliśmy na taras, z którego rozpościerał się widok na większą część rezerwatu, którego całkowity obszar to ponad 16 ha. Energia w tym kręgu wynosi 100 000 jednostek w skali Bovisa, używanej przez radiestetów do pomiaru promieniowania i określenia poziomu bioenergetycznego. Punktem zerowym skali jest 6500 jednostek, których wartość uznawana jest za neutralną dla człowieka. Wszystko poniżej niej oddziałuje na nas negatywnie, zaś powyżej - pozytywnie.




Znajdując się wewnątrz kręgu, jesteśmy ponoć całkowicie odizolowani od wszelkiej negatywnej energii, a on sam otacza nas ochroną, dzięki czemu czujemy się w nim bezpieczniej. Kręgi rzeczywiście wytwarzają wyczuwalną energię, która bardzo pozytywnie wpływa na organizm, oczyszczając i otwierając przy tym umysł. Zazwyczaj tłumaczy się to efektem placebo, jednak to, co się czuje nie wydaje się być wytworem sugestii. Weszliśmy na teren rezerwatu bez świadomości tego, co nas tam spotka, a mimo to każda osoba odczuwała pewną niewytłumaczalną różnicę znajdując się we wnętrzu poszczególnych kręgów, z których, jak się później dowiedziałem, każdy emanuje inną energią, mogącą pomóc nam przestroić poszczególne aspekty naszej egzystencji.



W końcowym etapie wędrówki trafiliśmy do niepozornego miejsca, w kształcie okręgu, z ławkami pośrodku i tablicą informacyjną na przeciwko nich.



Zwiedzanie rezerwatu przyspieszyła nam nieco pogoda, która słoneczny dzień, zamieniła w burzowe popołudnie. Przy akompaniamencie grzmotów i piorunów, na nasze głowy opadał grad, co było zjawiskiem od lat niespotykanym na tym terenie.
Mimo nagłego załamania atmosferycznego opuszczaliśmy rezerwat w pełni usatysfakcjonowani, spokojni, oddając się kontemplacji nad fenomenem tego miejsca. Osobiście zdawało mi się odczuwać pewnego rodzaju sentyment, nie chciałem odjeżdżać. Rezerwat odwiedziłem pierwszy raz, a mimo to miałem nieodparte wrażenie, że wracam w dobrze znane miejsce. To w dużej mierze zasługa energii, której doświadczyłem podczas zwiedzania kamiennych kręgów. Nie da się tego opisać, ani zrozumieć, ale to miejsce żyje.

Historyczna polemika
Kamienne kręgi w Odrach to teren budzący wiele kontrowersji, sprzecznych wizji i niejasnych wyjaśnień, z których każde wydaje się być niedokończoną historią. Pierwszym, który spróbował nadać jej tor, był gdański archeolog Abraham Lissauer. W XIX wieku, na podstawie znalezionych części krzemiennych narzędzi, określił czas powstania kręgów na okres neolitu. Kilkadziesiąt lat po jego teorii, stworzono nową, wedle której kręgi powstały znacznie później, na przełomie er, a ich twórcami, mieli być Prasłowianie. W okresie II Wojny Światowej, Niemcy stwierdzili, iż kompleks kamiennych kręgów jest germańskim sanktuarium. Najnowsza, a zarazem ogólnie przyjęta za pewnik, teoria mówi o tym, iż około roku 70, na tereny dzisiejszego rezerwatu i okalających go lasów, przybył lud Gotów, który uformował kamienne kręgi, tworząc cmentarzysko, będące jednocześnie miejscem spotkań starszyzny, obradującej w najważniejszych dla plemiona kwestiach. Goci opuścili „cmentarzysko” około roku 220. Zgodnie z rozkazem swego króla Filimera, podążyli w kierunku południowo-wschodnim, nad Morze Czarne. W Odrach pozostawili 30 kurhanów i ponad 600 mniejszych grobów różnego rodzaju. Archeolodzy badający ten teren wydobyli z nich, obok szkieletów, wiele przedmiotów codziennego użytku, ozdób i narzędzi, które pozwoliły stworzyć wizję funkcjonowania społeczeństwa Gotów, ich życia codziennego, hierarchii społecznej, a nawet duchowości, czy stanu zdrowia ówczesnych mieszkańców tych terenów.
Goci dość skrótowo rozwiązują zagadkę powstania kamiennych kręgów, spłycając ich funkcję do czysto obrzędowej, będącej elementem ich duchowości. Jak było na prawdę? Tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż „teoria cmentarna” jest zbyt powszechnie stosowaną w przypadku takich odkryć i miejsc, których nie można wytłumaczyć w ówczesnym sposobie myślenia. To nasza kultura wprowadziła zjawisko pomnika, jako elementu obrzędu pośmiertnego. Nasi przodkowie rozumieli czym jest śmierć, a właściwie czym nie jest i nie celebrowali jej nadejścia z adekwatnym dla nas rozżaleniem. Osobiście mam nieodparte wrażenie, iż teoria Gocka, jest przystępną formą kamuflowania zjawiska, którego nie rozumiemy, a sam lud Gotów jedynie zasymilował kręgi mocy. Pozostając na tym terenie przez dłuższy czas, zaczął chować swych zmarłych możliwie najbliżej kręgów, w celu ochrony ich dusz.
Inna, zgoła odmienna teoria, mówi o możliwości wykorzystywania kamiennych kręgów do obserwacyjnego wyznaczania momentów przesileń. Taką wizję wysnuł niemiecki geodeta Paul Stephan, który uważał również, że cały kompleks był dodatkowo czymś w rodzaju współczesnego kalendarza, w którym kolejne kamienie obwodowe miały odmierzać upływające dni, natomiast centralne kamienie były przeziernikami, w których obserwowano tarczę Słońca na tle horyzontu.

Historii dotyczących powstania i przeznaczenia kręgów jest wiele, wiele z nich zostało zapewne zmyślonych, przeinaczonych lub zwyczajnie spłyconych do granic ludzkiego pojmowania rzeczywistości. Nie wiemy kim byli twórcy megalitycznych kręgów w Odrach, ani jaka była ich pierwotna funkcja. Wiemy niewiele, a nasza wiedza to wynik kierunkowanej narracji i interpretacji, którą obraliśmy. Jedni zobaczą w nich cmentarzysko Gotów, dla innych będzie to pozostałość świętego gaju Słowian. Teorii jest wiele, a każda z nich ma jeden punkt wspólny – energia tego miejsca. Jest niepodważalna, odczuwalna mocniej z każdą kolejną chwilą spędzoną w towarzystwie kamiennych kręgów. Las wokół nich żyje jakby wyraźniej, jego kolory są głębsze, roślinność wydaje się być nieskazitelnie czysta, nietknięta smugą cywilizacji. Całe to miejsce odżywia nas czymś, czego jesteśmy świadomi, ale nie możemy objąć swym rozumem. I to jest największą nauką, jaka płynie z wizyty w Odrach. Nie próbujmy wszystkiego określać, nazywać, czy rozumieć. Rzeczą ludzką jest się mylić, więc błędna interpretacja jest niemal znakiem rozpoznawczym naszego umysłu. Chcemy wiedzieć, a nie doświadczać, mieć, a nie czuć. Widzimy, ale nie dostrzegamy tego, co rzeczywiście ma znaczenie.

Czym są kamienne kręgi? Nie mam zielonego pojęcia, ale bardzo chętnie spotkam się z nimi raz jeszcze, gdyż niezwykłą uczyniły mi radość.

sobota, 15 kwietnia 2017

Odkryłem dwa nowe smaki!

Mam wrażenie, że doświadczamy ostatnimi czasy kuchennego pospolitego ruszenia. W szybkim tempie mnożą się programy o gotowaniu. Książki o gotowaniu zalewają księgarnie i okoliczne sklepy. Konkursy, turnieje, rewolucje i rywalizacje na tle kulinarnym sprawiają, że naszym drugim narodowym sportem, zaraz po piłce nożnej, stało się gotowanie.

Media nas edukują w tematyce gastronomii - mówią co, mówią z czym, mówią jak i jak długo. Jak długo to potrwa? Czuję się tym lekko przytłoczony, gdyż według mnie ta obecna moda, ma w sobie podtekst manipulacyjny, programujący nowe, kolejne pokolenie, które pół swojego życia spędzi w kuchni. Dla smaku, po to, aby comber jagnięcy z sosem balsamicznym z cytryną i rozmarynem na purée z batatów wyszedł idealny. 

Idealne to będzie soczyste jabłko, do którego nikt się nie dobierał by je ulepszać. Tak, uwielbiam prostotę, zarówno w życiu, jak i w gastronomii, a fakt, że jestem w tej materii zwyczajnie niepełnosprawny zupełnie mi nie przeszkadza i szczerze, gdybym miał do wyboru wyżej wymieniony comber i polskie jabłko, bez wahania wybrałbym drugą opcję. 

Jabłka jem praktycznie codziennie, nie tylko w formie przekąski, ale także, jako właściwy posiłek, często dodając do niego inne produkty - masło orzechowe, sałatę, miód, co kto woli. Ostatnio jednak, jedząc jabłko, chwyciłem za roślinkę, której dotąd nigdy z nim nie łączyłem, a którą również spożywam bardzo często. Chodzi o bazylię, na dwa kęsy jabłka, dodałem kilka listków bazylii i aż się rozpromieniłem. Z miejsca, smak jabłkowo - bazyliowy, stał się mym ulubionym. Kombinacja odżywczego jabłkowego miąższu z olejkiem eterycznym z bazylii wprowadziła mnie w stan chwilowej euforii powodowanej smakiem, który właśnie poznałem. Był cudowny - odżywczy, orzeźwiający i energetyzujący.

Drugim smakiem, bazującym również na jabłku, był smak jabłkowo - ogórkowy, tym razem w postaci soku, którego składniki komponowały się w sposób równie niesamowity i orzeźwiający jak w poprzednim przypadku.  

Jabłko uważam za idealny przykład rodzimego produtku, będącego najlepiej zaprojektowaną formą paliwa dla ludzkiego organizmu. Może być podawane w dowolnej formie, ilości, kombinacji. Jest odżywcze, łatwo przyswajalne i lekkostrawne. Gdybym miał wybrać jeden pokarm, który miałbym spożywać do końca życia, przy jednoczesnym odebraniu mi wszystkich innych kulinarnych możliwości, to wybrałbym właśnie jabłko.

II. Uważam nie

Życie jest wspaniałe. Manifestuje się szeroką gamą barw, uczuć i smaków, którymi możemy cieszyć nasze doczesne kreacje, napawając się możliwościami, jakie daje nam siła twórcza natury. Wszystko, czego doświadczamy w świecie domniemanym, przychodzi do nas właśnie poprzez nią, czy to w formie czynników zewnętrznych, czy też naturalnych uwarunkowań naszych organizmów, które są częścią naturalnego imperium natury - matki, która swym dzieciom ofiarowała wszelkie swe dobrodziejstwa, oczekując w zamian jedynie harmonii i podporządkowania się prostym zasadom scalającym rozległy wszechświat do formy ówcześnie nam znanej.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

I. Uważam nie

Życie w mieście potrafi wnieść wiele chaosu do naszego codziennego funkcjonowania, bywa przewrotne, irytujące i nieznośne, ale są takie momenty, w których pozwalam sobie z dziecięcym uśmiechem i lekkością wejrzeć nań zupełnie niezobowiązująco, przez co spojrzenie na niektóre sprawy i problemy stwarza zupełnie nową przestrzeń. Tak jak dziś. Leżę sobie, obserwując myśli przelatujące przez moją głowę, próbuję znaleźć w nich jakąś regułę, momentami układam je jak klocki. Jest ciepły wieczór, pogrążam się w kolejnym zamyśle, kiedy nagle, przez otwarte w pokoju okno, dobiega mych uszu dźwięk trzepanego, na osiedlowym trzepaku, dywanu. Zmąciło to oczywiście moje rozmyślania, ale mój spokój pozostał niezmącony. Przeciwnie, zrozumiałem jak prozaiczne jest życie, gdy receptą na myślowe bolączki może być dla nas tak banalna czynność. Jeśli dręczy Cie jakiś problem, to po prostu się zmęcz fizycznie, dając jednocześnie odpocząć swemu umysłowi. Zrób coś tak banalnego, do wykonania czego nie potrzebujesz uaktywniać myśli. Biegaj, pływaj, spaceruj, rzucaj, krzycz, trzep dywan, uzewnętrznij się, po czym wróć do siebie, wejrzyj na problem raz jeszcze i znajdź najlepsze rozwiązanie. 


Gdybym był wampirem, piłbym sok z marchwi

Wampiry są istotami, które jednych przerażają, a innych fascynują. Ja jestem gdzieś po środku, gdyż fascynująca i przerażająca jednocześnie jest dla mnie ich wizja wykreowana przez popkulturę. Nie wiem, jak można było z tak istotnego i niezwykle niebezpiecznego zjawiska, jakim jest wampiryzm energetyczny, stworzyć tak banalną bajeczkę dla społeczeństwa, jaką są wampiry żywiące się ludzką krwią.

O wampiryzmie energetycznym uzewnętrznię się w innym czasie, gdyż chciałbym tym razem krótko odnieść się do wynaturzonej wizji wampira i jego zapotrzebowania na ludzką krew, która w dzisiejszych czasach jest wysoce zanieczyszczona i dalece odbiega od swej pierwotnej struktury. Wampiry, które żywiłyby się krwią ówczesnych ludzi, musiałyby stosować przy tym regularną suplementację wspomagającą, gdyż nasza krew jest w coraz gorszym stanie i drastycznie różni się od krwi, którą nosili w sobie nasi przodkowie. Uboższa zawartość witamin i minerałów sprawia, iż jest ona coraz mniej wartościowa, zarówno dla jej nosiciela, jak i potencjalnego pasożyta, który miałby się nią pożywić, w związku z czym rodzi się swoisty żywieniowy problem dla wszystkich, ówcześnie żyjących wampirów. Szybko jednak można sobie z tym problemem poradzić, zmieniając nieznacznie swoje nawyki żywieniowe.

Gdybym to ja był wampirem potrzebującym codziennej porcji ludzkiej krwi, to zdecydowałbym się przejść na o wiele ekonomiczniejsze i zdrowsze paliwo, jakim jest sok z marchwi. Sok wyciśnięty z królowej warzyw ma zbliżony skład i strukturę do ludzkiej krwi, z tą jedną różnicą, że zamiast atomu żelaza, występuje w nim atom magnezu. Cała reszta jest analogią, która stwarza ogromne możliwości nie tylko wampirom, ale przede wszystkim ludziom, którzy mogą w naturalny i jakże prosty sposób podnieść jakość swojej własnej krwi, a tym samym poziom własnego zdrowia, przetłaczając do organizmu organiczną krew, w postaci soku z marchwi. 

środa, 5 kwietnia 2017

Wygrajmy z głodem dzięki topinamburowi

Wiele jest aspektów, w których przemysłowy hodowca roślin ustępuje hodowcy prywatnemu. Najbardziej znaczącym jest oczywiście jakość uprawianych roślin, które traktowane są w zupełnie inny sposób, zarówno pod względem nawożenia, ale także obchodzenia się z nimi. Drugim jest bezpośredni kontakt z producentem, który towarzyszy roślinie w całej drodze rozwoju, będąc zazwyczaj doświadczonym i zaprawionym w sztuce hodowcą, który wie jak nawozić, by nie zepsuć, ani nie zanieczyścić darów natury. Jestem przekonany, że gdyby nie wszechobecny napór sklepowych marek, manipulujących naszymi potrzebami, to większość z nas chętnie zaprzestałaby kupowania w dużych sieciach handlowych, na rzecz mniejszych przedsiębiorców, którzy oferują pewniejsze, bo naturalne, wytwarzane często od pokoleń produkty. Wbrew pozorom nie trzeba się wiele naszukać, by znaleźć odpowiednie źródło ekologicznej żywności. W każdym mieście jest bowiem jakiś ryneczek, na którym co tydzień stoi starsza, sympatyczna pani i oferuje najwspanialsze warzywa i owoce, z własnego ogrodu lub działki, a i chętnie co nieco o nich opowie.

Wczorajszego dnia i ja miałem przyjemność spotkania się z takową starszą panią, u której pojawiłem się niby przypadkiem, po pęczek pietruszki. Kiedy jednak zauważyłem skrzynkę pięknych bulw topinamburu, całkowicie już o niej zapomniałem. Gdy go rozpoznałem, starsza pani była mocno zdziwiona tym faktem, ale z pewnością ucieszyło ją, iż może mi opowiedzieć o tej niezwykłej roślinie. I tak w pierwszej kolejności dowiedziałem się, że topinambur świetnie reguluje ciśnienie krwi, a sam doktor z pobliskiej przychodni ostatnio zakupił kilka skrzynek od wspomnianej kobiety (plus dla pana doktora za zwrot ku naturalnej profilaktyce). Mało tego, jest świetnym towarzyszem wszelkich kuracji odchudzających, walki z cukrzycą oraz sezonowego oczyszczania organizmu. 
Jak go podawać? Tutaj ukłon w stronę pani, która edukowała już nie tylko mnie, ale także kilka innych osób, przysłuchujących się naszej wcześniejszej dyskusji. Otóż drodzy państwo, jak nam się żywnie podoba. Nawet chipsy można dzieciom z topinamburu zrobić, tak samo pyszne jak te, które pani starsza robi swoim prawnukom. I, tu cytując: "takie chipsy można dziecku dać, a nie te śmieciowe ze sklepu". Jak tu się nie zgodzić? 

Przy okazji, wiedząc, że topinambur nie potrzebuje zbyt wiele opieki, ani specjalnych warunków do prawidłowego rozrostu, stwierdziłem, że z powodzeniem mogę go zasadzić u siebie na działce, toteż zasięgnąłem potrzebnych ku temu informacji od pani z rynku i już po chwili miałem w ręku reklamówkę mniejszych bulw, idealnych na sadzonki. I tym razem nie obyło się bez interesujących informacji. Dowiedziałem się bowiem, w ramach ciekawostki, że topinambur znacząco przysłużył się do odniesionego przez Napoleona zwycięstwa w wojnie, bądź bitwie, o której szczegóły nie zapytałem, przez wzgląd na mniejsze zainteresowanie takimi detalami. Istotnym był fakt, iż błądzący na obcych terenach Napoleon, znalazł przypadkowo pole uprawne topinamburu, co pozwoliło mu wykarmić swoją armię i przetrwać dłuższy okres walki. Rozmach niesamowity, podobnie jak uśmiech pani, przyznającej się nieśmiało, że interesuje się historią. Widok tak uroczy, że aż trudno go opisać. Przyszedłem po pietruszkę, odchodzę z dwoma reklamówkami topinamburu, mini lekcją historii i ogromnym uśmiechem na twarzy. Próżno szukać lepszej obsługi w jakimkolwiek sklepie.

Na koniec naszej rozmowy, z ust starszej pani, padło piękne zdanie, które skłania mnie do refleksji nad tym naszym człowieczeństwem: "Panie, topinamburem to można by wszystkich głodujących nakarmić."  Jeżeli można, to dlaczego nikt dotąd nie spróbował?



Jeżeli zainteresował Cię ten artykuł i chciałbyś dowiedzieć się więcej o właściwościach odżywczych topinamburu i jego możliwych zastosowaniach, zajrzyj na drogadosiebie.pl i sprawdź czym jeszcze może Cię zaskoczyć. 

wtorek, 4 kwietnia 2017

Dlaczego mięso nam nie smakuje?

Jakiś czas temu znajomy zwrócił mi uwagę na pewien mały szczegół, który całkowicie mi dotąd umknął, a który potwierdza tezę o tym, iż ludzki organizm nie jest przystosowany do spożywania i trawienia mięsa. 
Przyjmując, że człowiek instynktownie dobiera sobie wszystko to, co jest dla niego dobre i przyjemne, to w kwestiach kulinarnych będzie kierował się smakiem. Smacznym określimy owoce, warzywa, orzechy - wszystko to, co wyraża się jakąś paletą smaków, która z kolei przypada nam do gustu. 
Jak wygląda sprawa z mięsem? Czy mięso nam smakuje? Pomyli się ten, kto pochopnie odpowie twierdząco. Mięso nie ma szczególnego smaku, a dla ludzkich bodźców smakowych jest zwyczajnie mało atrakcyjne. To co nam smakuje, to przyprawy, które w postaci panier, marynat, sosów i różnego rodzaju dodatków, towarzyszą mięsu. Dzięki nim nasze zmysły smakowe zostają oszukane, a my zjadamy coś, co nam w gruncie rzeczy nie smakuje.