wtorek, 21 stycznia 2014

PORCJOWANIE POKARMU

Wiele osób przygodę ze zdrowym odżywianiem rozpoczyna od zmniejszenia ilości posiłków, spożywanych w ciągu dnia. Nie jest to jednak dobre, nie przynosi bynajmniej pożądanych efektów. Mniejsza liczba posiłków owocuje zazwyczaj zwiększeniem ich objętości. Nie w ilości więc tkwi sekret odżywiania, ale w objętości tego, co jemy.

Odżywianie powinno być uwarunkowane zdrowiem oraz efektem, jaki dany sposób diety ma nam przynieść. Jeśli chcemy jednak zachować właściwy tryb trawienia, regularność posiłków oraz wykorzystywać ich wartość energetyczną w znacznym stopniu, to powinniśmy spożywać nawet kilkanaście posiłków dziennie. Ich ilość może przerażać, ale objętość szybko redukuje ten strach.

Żołądkowy wymiar
Pojedynczy posiłek nie powinien przekraczać naturalnej objętości żołądka danego osobnika. Należy zwrócić uwagę na słowo: „naturalny”, niektórzy bowiem, przez przejedzenie, w znacznym stopniu rozepchali swoje żołądki, poszerzając tym samym ich objętość. Zwiększona objętość żołądka powoduje, że odczuwamy coraz większą potrzebę jedzenia, czujemy się głodni, mimo iż teoretycznie nasz organizm nie potrzebuje pożywienia. Skąd jednak mamy wiedzieć jaką objętość ma nasz żołądek? Natura dala nam idealną miarkę – dłonie, które służą nie tylko do wielu prac manualnych, ale pełnią również funkcję pomiarową. Pokarm, który zmieści się na naszej dłoni, zmieści się również w żołądku, którego objętość odzwierciedlają dwie złożone dłonie, ułożone w „półmiski”. Większość warzyw i owoców zachowuje taką właśnie objętość, zgodną z tą teorią. Dobrym rozwiązaniem podczas podawania posiłku, jest zastosowanie (zamiast naczynia) liścia kapusty, który jest wygodny, ponieważ mieści się w dłoni i zachowuje objętość zgodną z pojemnością ludzkiego żołądka.

Im więcej posiłków, tym większa wydajność
Zwiększona ilość posiłków, przy jednoczesnym zmniejszeniu ich objętości powoduje, że organizm działa sprawniej. Kiedy wpychamy w niego zwiększone ilości pokarmu, zachowuje się on jak piec, którego w momencie rozpalenia zasypano drewnem, węglem, brykietem i miałem jednocześnie. Zanim dobrze się rozpali, potrzebuje wzmożonej pracy wentylatora i czasu, aby przepalić zarzucony materiał. Podobnie dzieje się z naszymi organizmami. Kaloryczność pokarmu się miesza, nie dając pożądanego efektu, a na samym początku potrzebuje on wzmożonej energii, żeby rozpocząć trawienie, będąc zasypanym przez pomieszany pokarm, który spożyliśmy.

Tradycyjny babol
Żywieniowe zawroty głowy to chyba specjalność polskiej kuchni oraz polskiego sposobu odżywiania. Przyjęło się, że w tradycyjnym polskim domu, pożywienie przygotowuje jedna osoba, która tradycje przyrządzania posiłków zaszczepiła od swoich rodziców lub, co gorsza, z telewizyjnych programów pseudo gastronomicznych. Z góry jesteśmy więc skazani na „widzimisię” innej osoby, która przyrządza wedle sobie tylko znanych reguł, posiłki dla całej rodziny. Tak jest łatwiej i dla wielu wygodniej, bo zwalnia to nas z pewnego rodzaju obowiązku. Powoduje to jednak, niekorzystne w szerszej perspektywie, ujednolicanie diety przez kilka osób. Dwa różne organizmy nie mogą praktykować tego samego sposobu odżywiania się. W polskich domach tą samą dietę trzymają całe rodziny, nieświadomie się w ten sposób zatruwając.

Kolejnym błędem jest wydzielanie porcji przez jedną osobę. Powoduje to zaburzanie potrzeb innych osób, ponieważ kiedy organizm dziecka mówi: „nie, nie jestem już głodny”, umysł matki mówi: „jak nie zjesz wszystkiego, to nie wyjdziesz z domu”. Dziecko wówczas na siłę zmusza się, żeby zjeść całość, czym rozregulowuje pracę organizmu. Nadopiekuńczość powoduje w tym przypadku poważne zagrożenie dla zdrowia i psychiki dziecka, u którego w pewnym momencie zanika instynkt zdobywania pokarmu, ponieważ ma go podstawiany codziennie gotowy, „pod nos”, a poza tym dziecko przestaje się słuchać głosu swojego ciała, które najlepiej wie ile potrzebuje pokarmu, a zaczyna kierować się dziwnymi nawykami żywieniowymi narzuconymi nań z zewnątrz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz