sobota, 4 czerwca 2016

Bzowe żniwa

Jak co roku wiosna rozkwita tysiącem barw i zapachów, karmiąc każdy z naszych zmysłów błogim powiewem świeżości, pomagając im niejako odrodzić się po biernym dość okresie zimowym. 
Cykliczne "ożywienie" przychodzi w towarzystwie licznej armii bujnej roślinności. Wśród nich szczególnym upodobaniem ze strony tubylczej ludności cieszy się, niezwykłej urody i intensywnej woni, syringa vulgaris. Hodowlany, choć często wyrywający się spod kontroli tubylców bez, nazywany lilakiem pospolitym. Roślina, przez wzgląd na swoje walory naturalne, bywa zabijana by przez pewien czas zdobić tubylcze strzechy, wypełniając je przy tym swą odżywiającą wonią. Zaraz po tym jak roślina zdąży rozwinąć się, by cieszyć ludzi swym pięknem, rozpoczynają się rytualne żniwa, w trakcie których bzowe krzewy zostają obdarte ze swych uroków, do wysokości około dwóch metrów, będącej granicą dla zasięgu ludzkich kończyn. 
Przykry to widok, gdy człowiek siłuje się z delikatną gałązką bzu, nie mogąc oderwać kwiatu od jego macierzy po to tylko, by złożyć go na swym stole i przez kilka następnych dni obserwować jego powolne umieranie. Jeszcze trudniej patrzeć na efekt tych zmagań - poobgryzane, poszarpane, okradzione ze swej wspaniałości kikuty. Niezrozumiały akt oszpecenia przestrzeni, w której przecież człowiek egzystuje i który powinien mu sprawiać radość. Nie sprawia, gdyż sam o to nie dba. Niezbadane są nawyki ludzi.

'veni, vidi, et non creditis'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz