Odpowiedź jest oczywista. Wiele historii, z różnych dziedzin życia, udowadnia nam, że to, co jest zakazane w jednym przypadku, może być całkowicie legalne w innym.
Dzieje się tak, ponieważ nie dostrzegamy, że pozornie różne od siebie przejawy ludzkiej egzystencji, mają ten sam schemat, a co za tym idzie – wspólne źródło. I tak jest w przypadku posiadania i niewolnictwa. Zarówno jedno, jak i drugie zjawisko jest efektem przekonania o tym, że mam prawo stawiać swoje istnienie wyżej niż inne. To się kłóci z wszelkimi przejawami domniemanej moralności i równości jaką obdarzyło nas życie. Z moralnego punktu widzenia pani, którą spostrzegłem, nie różni się niczym od osób, które nabywały, lub nabywają niewolników. Pójdźmy krok dalej.
Jeżeli posiadane przez nas zwierzę spłodzi potomstwo, którego my jesteśmy prawnymi właścicielami i jako takowi zdecydujemy o jego oddaniu lub sprzedaży innej osobie, to moralnie możemy stanąć ramię w ramię z handlarzami ludźmi. Teoretycznie nadal, jak cywilizowani ludzie, którzy kochają zwierzęta, wychodzimy ze swoim czworonogiem na spacer.
Tak drastyczny problem oczywiście nie dotyczy wszystkich. Nie każdy, kto posiada zwierze, nabył je z głupoty. Jest bardzo wiele przypadków, w których zwierzęciu naprawdę jest lepiej, będąc w ludzkiej niewoli. Ważne jest, żeby ta niewola w żaden sposób nie przypominała tego, z czego się wywodzi. Czyńmy więc, jeśli już decydujemy się na posiadanie zwierzęcia, jak najlepiej dla naszego przyjaciela czworonoga.